Popołudnie 30 IX było zapewne dla większości uczniów klasy III f niesamowitym przeżyciem. Bowiem już za chwilę mieli po raz pierwszy w życiu (może i ostatni) spędzić noc w murach szkoły. Nie mogło to być tylko zwykłe nocowanie. Założyłam, że uda nam się osiągnąć kilka celów. Oto one: Integracja uczniów; Rozwijanie umiejętności współpracy; Oswajanie przestrzeni biblioteki; Promocja czytelnictwa; Łączenie czytania z zabawą; Doskonalenie umiejętności uważnego czytania, czytania ze zrozumieniem i korzystania z księgozbioru.
Dzieci przybyły na zbiórkę o godzinie 17.00. Pozostawiły w holu niezbędny ekwipunek. Rozpoczęła się przygoda z biblioteką. Panie Małgorzata Romańczyk – prowadząca filię Biblioteki Publicznej miasta Marki oraz Małgorzata Ciechomska – nauczyciel bibliotekarz Szkoły Podstawowej nr 3 zaprosiły nas w gościnne progi obu bibliotek.
Rodzice z lekkim przejęciem pożegnali się z pociechami, a pociechy z wielką euforią udały się z paniami bibliotekarkami do odpowiednio przygotowanej na czas biwakowania czytelni. Utworzono wspólny krąg, a pani Małgosia Romańczyk, z dobrze znanym dzieciom przejęciem, rozpoczęła „nasze święto czytania”. Otworzyła książkę i za chwilę dzieci weszły w świat fikcji literackiej, jakże bliski ich sytuacji. Z zaciekawieniem wysłuchały opowieści o… „niszczycielach książek” - „Zbawcy książek” pióra Agnieszki Stelmaszczyk.
(W tym czasie…, w kuchni…. przygotowywałam ciasto oraz składniki na pizzę. Zdążyłam dotrzeć do grupy na finał rozmowy o książce.)
Podzieliłam uczniów na cztery zespoły i przekazałam im karty zadaniowe. Za realizację zadań można było otrzymać po dwa punkty – jeden za współpracę i skuteczność, drugi za bezpieczeństwo działań.
Gdy dwa wylosowane zespoły pod okiem pani Małgosi Ciechomskiej przygotowywały sektory noclegowe, pozostałe dwa „tropiły” maskotki bohatera biwaku. Należało nie tylko znaleźć figurkę, ale też zebrać wszystkie właściwe tropy. Jak się okazało, chłopcy opacznie zrozumieli zadanie i … wytropili obie figurki, zbierając tylko część właściwych tropów. Oj, oj, oj…..
Rozkładanie mat, posłań przebiegło dosyć sprawnie. Czytelnia zamieniła się w przytulny pokój noclegowy. Ale nie pora na spanie… Wykorzystując zasoby biblioteki oraz własną wiedzę, grupy przystąpiły do współpracy. Zrealizowały następujące karty działań: 1. grupa – wykonanie memory „Państwa Europy”, 2. grupa – wykonanie kart do gry „Rasy psów”, 3. grupa – rebusy „Cechy dobrego przyjaciela zwierząt”, 4. grupa – zagadki „ Co wiem o lekturze”. Po omówieniu efektów pracy przyszedł czas na zmianę aktywności.
Z jednej formy działań płynnie, bo „biegusiem”, przeszliśmy do wspólnych gier stolikowych. Było już ciemno, gdy przemieniliśmy część stołówki w salę gier. Przynieśliśmy przygotowane karty, memory oraz prywatne gry planszowe, stolikowe. Zabawa trwała w najlepsze. W drugiej części stołówki uwijałam się jak w ukropie, by przygotować „gamę składników na pizzę”. Pani Gosia towarzyszyła dzieciakom, sprawnie gasiła pożar emocji u tych, którzy w euforii rywalizacji zapominali o manierach.
Nadszedł moment komponowania swojej pizzy. Sześć osób odkrywało swoje „kulinarne ja”, sześć grało w gry planszowe oczekując na przygotowanie pizzy, a dwunastka pod przewodnictwem pani Gosi udała się na nocne zwiedzanie poddasza szkoły. Zaopatrzeni w latarki, w półmroku, wytężyli słuch i… wyobraźnię. Pani Gosia snuła opowieści z serii „… domyślcie się sami”. Gdy dzieci schodziły z wyprawy historycznymi, drewnianymi schodami ewakuacyjnymi (niedostępnymi dla dzieci na co dzień), euforia, niepewność, radość z przeżytej przygody malowała się na ich twarzach. Wchodziły na stołówkę przeszczęśliwe, a wizja robienia pizzy potęgowała tę radość.
Grupa dwunastu osób konsumowała swoje kompozycje smakowe i oczekiwała na wyjście z latarkami, jak poprzednia grupa. Pozostali, nie trudno się domyśleć, tworzyli swoje pizze.
Nieocenionym wsparciem działań moich i pani Gosi okazał się pan Artur – pracownik naszej szkoły. Okiełznał niecierpliwe osobowości, zachęcając je do zabaw ruchowych na korytarzu (wiadomo, że każde dziecko w różnym tempie wykonywało pizzę, czy ją konsumowało). I tak dotrwaliśmy do godziny około 21.00.
Punktem kulminacyjnym wieczoru był nocny bieg patrolowy na terenie szkoły „W poszukiwaniu skarbu”. Dwie drużyny, pod naszą opieką, odszukiwały strzałki wskazujące kierunek poszukiwań. Zwycięzcy zdobyli „Odznakę Tropiciela” – oczywiście obie drużyny zrealizowały zadanie na piątkę! Smaczne „co nieco”, ale i gadżet w postaci pamięci przenośnej były w ich rękach! Nie obyło się bez chwili grozy, gdy przeraźliwy „ryk” kilku osób przeląkł pozostałych uczestników biegu – nie nadmieniłam, że panował półmrok, dzieci miały do dyspozycji latarki i… towarzyszącego dorosłego. Musieliśmy wyjaśnić zaistniałą sytuację, określić granice „dobrego żartu”, następnie udaliśmy się… nie na spanie, a jedynie do łazienek, w celu dokonania podstawowych zabiegów higienicznych.
Nie byłoby „Nocy w bibliotece”, gdyby nie było nocnego czytania. Było około 22.00, gdy dzieciaki pod dowództwem pani Gosi zakwaterowały się w swoich śpiworach. Zaczęło się nocne czytanie. Leżąc na karimatach, wsłuchiwali się w treść książki „Nocowanko w szkole”. Następnie każdy mógł poczytać przyniesioną przez siebie książkę.
(Ja w tym czasie zmagałam się ze stertą naczyń po „mega” kolacji pizzowej. Nie lada wyczyn! Ufff….).
Część dzieciaków okazywała już zmęczenie, gdy wróciłam z kuchni. Tylko jeden z nich spał!??? Chwila rozmowy. Zapytań o samopoczucie, i tak ogólnie… Próbowaliśmy się wyciszać. Chętnych do rozmowy nie brakowało – prym wiodły trzy dziewczynki i pięciu chłopców. Zapewne lubią „nocne Polaków rozmowy”. Wyciągnęłam asa z rękawa – na pomoc przyszła Asa Lind i opowiadania ze zbiorczego wydania „Raz, dwa, trzy, Piaskowy Wilk”. Nastała miła cisza i zapewne każdy wychwycił z lektury to, czego potrzebował w danym momencie.
Drodzy Rodzice, Opiekunowie, polecam szczerze! Utwory tej autorki pomagają nam dorosłym przypomnieć sobie, w jaki sposób postrzega świat dziecko (którym sami niedawno byliśmy, jednak tak łatwo zapominamy o rozterkach lat dziecięcych).
Była 1.30, gdy pojedyncze odgłosy dawały znać o chęci pokonania praw natury. W czytelni królował sen. Kontrolnie wędrowałam od dziecka, do dziecka – jednych przykrywałam, innych przesuwałam (by nie przeszkadzali kolegom). Jednego chłopca odkrywałam, bojąc się, że nie będzie miał czym oddychać, na próżno – zawsze zakrywał głowę!??
Usnęłam na chwilę. O 6.10 wszyscy jeszcze spali, gdy ruszyłam w stronę kuchni. Przygotowałam, oprócz porannej kawy dla siebie (…), pyszne śniadanko. Na dzieci czekała kasza jaglana z mlekiem oraz kanapki, herbata.
Myślałam, że zrobię wszystkim super pobudkę, jednak czytelnia wrzała, gdy wróciłam z kuchni. Porwałyśmy dzieciaki do gimnastyki porannej. O 7.00 byliśmy już na dużej sali gimnastycznej, gdzie na dzieci czekały kartofle!!! Zadanie polegało na zbieraniu łyżkami ziemniaków, wymagało współpracy dwóch osób – zabawa pochodzi z Włoch, kraju, z którego wywodzi się Lampo – bohater przewodni spotkania.
Teraz wszystko potoczyło się ekspresowo: toaleta poranna, przebieranie się, pakowanie ekwipunku, zbiórka, podsumowanie działań i wręczenie odznak Tropicieli oraz Mistrza współdziałania, śniadanie, odbiór dzieci przez opiekunów o godzinie 9.00.
Czy biwak spełnił moje oczekiwania? Tak. Czy spełnił oczekiwania dzieci? Myślę, że tak.
fotogaleria Wychowawca Kornella Sysiak